Jako że pogoda dziś średnia to mogłem sobie spokojnie pojechać na rowerek
Plan był żeby korzystając z braku upału i much pojeździć własnymi ścieżkami po okolicznych górkach. Niestety za Zdowem został dość brutalnie zweryfikowany przez problemy sprzętowe - mimo że miałem zapasową dętkę, pompkę to ponownie zanosiło się na spacerek w SPD do domu. Tym razem zawiodła opona tzn. po raz pierwszy w mojej karierze wylazła opona (tania Kenda) z obręczy, tak jakby rant stracił sztywność?
Skończyło się na tym że upchałem bez najmniejszych problemów palcami z powrotem oponę na obręczy, napompowałem na minimalne ciśnienie i powolutku pojechałem/powędrowałem na azymut do domku. W terenie raczej nie dało się jechać, na asfalcie powoli i ostrożnie, od czasu do czasu poprawiając oponkę jakoś się toczyłem.
Całe szczęście że natura aż z nawiązką postarała się żeby poprawić mi humor - pogoda była naprawdę niesamowita. Chwilę wcześniej przeszedł front z niewielką burzą, cały czas przy świecącym słońcu lekko popadywał deszcz... Szkoda ze nie zabrałem aparatu - kotlina w której położony jest Zdów wypełniona słońcem, na północy oddalające się granatowe burzowe chmury, a od południa/południowego-wschodu nadciąga kolejny front.