BK napisał(a):
Marek napisał(a):
Też tak wolałbym, ale jaki masz wtedy zasięg na góralu? 100-150km? Jeśli chłopaki chcą poszaleć po dolinkach, to na dojazd i powrót muszą stracić trochę sił. Perspektywa powrotu z piekącymi mięśniami może być przykra
Nawet na góralu po przejechaniu do 200km nie miałabym obolałych mięśni, ale to już zależy od tego jak dużo się jeździ (u mnie zanosi się na to że do końca roku napewno przekrocze 15 000 km jak dalej będe tyle jeździć

). Jeszcze rok temu miałabym problem z takim wyjazdem, ale teraz...
Znajomy mojego dziadka 2 lata temu wziął namiot na plecy i góralem pojechał z Krakowa nad morze i z powrotem. Zajęło mu to tydzień... a to wszystko w wieku 65lat. Z tego co słyszałam to po tej "małej wycieczce" nie miał żadnych problemów z mięśniami lub psyhiką

- wydaje mi się że przejechanie w ciągu 1 dnia 200km na góralu jest do zrobienia (tylko jak się chce żeby mięśnie nie bolały to trzeba nad sobą troszkę popracować

)
Nie chcę tutaj niepotrzebnie wszczynać dyskusji o tym kto i ile jeździ, natomiast mogę powiedzieć, że i ja potrafię przejechać 200km na góralu (przejeżdżałem już wielokrotnie powyżej 100-120 km to i 200 się zrobi). Jest to przede wszystkim kwestia tempa i terenu po którym jeździsz. Po płaskim i asfalcie mogę sobie jechać godzinami na góralu i oponach 2,1 z grubym bieżnikiem z prędkością przekraczającą 30km/h i też się niezbyt zmęczę. Pokonanie -naście niezbyt łatwych podjazdów w terenie, na których tętno skacze (przynajmniej u mnie) ze 120 na płaskim do 170 (a mam Hrmax niezbyt wysokie bo 185)może zmęczyć. Jak sobie pomyślę, że muszę jeszcze wracać 50km tą samą, wielokrotnie przejeżdżaną znaną trasą, to słabo się robi z nudów. Podziwiam szosowców nie za to, że potrafią jeździć po 300km na raz, ale że potrafią to robić samotnie. Dla mnie jest to zbyt nużące, dlatego wybrałem rower tzw. górski, na którym mogę udać się w teren, zjechać z górki, podjechać pod nią, zobaczyć ładne miejsca, wytaplać się w błocie, wypierniczyć się do rzeki po nieudanej próbie przejazdu brodu (Dolina Szklarki, he he

) i jest ciekawie. Można jechać nad morze na rowerze - tylko po co? Asfaltem? Jezu... Jak mnie wyprzedza 16 metrowy tir w odległości 40cm to mam dość. Nawet by skurczybyk nie zauważył, gdyby po mnie przejechał.
Człowiek potrzebuje różnych bodźców, najlepiej zmiennych, różne są zapatrywania i gusta i różne stawiamy sobie cele. Ostatnimi czasy rośnie moda na rowery enduro - o czymś to świadczy. Ludziom nie wystarcza już zwykłe jeżdżenie w kółko.
No dobra, dosyć ględzenia, po południu jadę sobie potrenować podjazdy - 5 razy na Świniuszkę od strony Ogrodzieńca plus 50 km jazdy w strefie tlenowej 65-70% Hrmax. Oczywiście na góralu i niestety po szosie. Piszę niestety, bo wczoraj jakiś debil bawił się ze mną zajeżdżając mi drogę i hamując, a gdy chciałem mu dać kopa w karoserię to uciekał. I tak przez kilka minut, bo w jego pojęciu jechałem za wolno i go zablokowałem (a miałem wtedy na liczniku 42km/h).