Miałem jechać samochodem do Postępu k/Myszkowa i Olsztyna, ale że żona wcześniej niż planowała wróciła z objazdu agroturystyk w Podlesicach to wpakowałem się na rowerek i w drogę.
Na początku dokuczał trochę wiaterek, ale że słonko ładnie świeciło to jechało się w sumie całkiem przyjemnie i po 40 minutach byłem już w przy rozlewni Jurajskiej. Tu nastąpił pierwszy zgrzyt - nad Wartą wszystko pozarastane, dęby są, nawet trawa wykoszona, ale stopnie i barierki w stanie rozkładu, zaraz obok jakiś śmietnik.
Trudno jadę dalej i w Poraju na przejeździe przez tory dobijam tylnym kołem, po chwili czuję że zaczyna zarzucać. Na szczęście wystarczyło dopompować koło, albo się dziura samoistnie zwulkanizowała

albo ... Wszystko jedno później już profilaktycznie na kamienistych zjazdach wyczyniałem rozpaczliwie uniki. Przejazd szlakiem św Idziego bez najmniejszych problemów, doskonale oznaczona trasa, znaki nie za gęsto, ale zgubić się nie da rady nawet weekendowy grilowicz. Ze Zrębic powrót najkrótszą trasą przez Krasawę, Suliszowice, Jaroszów do Żarek i asfaltem do końca Jaworznika. Zazwyczaj omijam podjazd w Kotowicach jeżdżąc skrajem lasu prosto do wiaduktu nad CMK i dosłownie 100m przez wjechaniem na asfalt przednie koło podbija suchy sosnowy patyk, który zrywa hak przerzutki.
Drugi w ciągu 3 tygodni -
z czego oni je robią, tego patyka można było w palcach połamać
Dalej do domku już per pedes...