Jeśli pozwolicie to wtrącę swoje trzy grosze.
Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem ustawienia posągu Światowida, tylko wciąż nie bardzo wiem gdzie go ustawić – na pewno w pewnej odległości od krzyża coby się bóstwa nie pożarły

. Swego czasu odwiedzili mnie salezjanie, wbili krzyż i zostawili... i jakoś ...tak... sobie stoi do dzisiaj...
A co do sobótki to z młodości szczególnie dwie zapamiętałem. Pierwsza z początku podstawówki gdy cała wieś „.
..jedzą, piją, lulki palą...” się bawiła przy wielkich ogniskach (a może ja byłem wtedy taki mały...

) i druga – pod koniec mojej podstawowej edukacji, gdy moi rozbawieni (czyt. nawaleni jak działo) koledzy turlali płonące opony ze wzgórza w dół po polach. Dziw, że się wtedy nic ponadto nie spaliło. A ponieważ, niestety, alkohol jest motywem przewodnim dla obecnej młodzieży (zaznaczam, że nie dla wszystkich) to nie proponuję już tej zabawy współplemieńcom mojej osady jeno co roku zapalam sobie małe ognisko na szczycie i, grzejąc się nim i czymś jeszcze

... szukam innych na horyzoncie

.
Mamy takie wspaniałe święta, możliwości imprez i uciech wszelakich a nie potrafimy ich sprzedać. Nasze zabawy mają wielowiekową tradycję a importujemy jakieś badziewie. Bo niby amerykańskie to jest super. Kupa prawda

. Trochę po czasie ale irytuje mnie fakt, że nawet media wciskają kit jakoby Mikołaj przychodził w Święta Bożego Narodzenia.
Ale tak to już jest – cudze chwalimy a swego nie znamy.
Pozdrawiam