Ranek paskudny i mokry, więc do lasu. Pogoda a jakże się poprawiła (nie pada, słoneczko przebija czasami, z 10stC będzie) i wykręciłem per pedes jakieś 20km. Kompleks po którym chodzę najczęściej ma +/- 25 km kw. bardzo urozmaiconego terenu - na przemian piaszczyste niewielkie wyniesienia porośnięte głównie sosnowym borem i zasadniczo równoleżnikowe bagniste dolinki niewielkich potoków biorących początek w źródłach na kueście. Owe cieki mają swoje mini dopływy, są bagniste bezodpływowe obniżenia, stąd wiosną i późną jesienią wody nie brakuje...
Fotki wymieszane z Samsunga GX10 i Sony TX30.
Rozpoczęła się zwózka z wycinki.
Fotka z początku kwietnia - harvester już gotowy.
jakieś 5 minut szybkiego marszu do skraju lasu motywator do dalszego chodzenia :)
No to mam kolejną parę :) Powyższy zrzut do kompletu z tyką znalezioną
20.03
Leśne SPA
Wyszedłem mocno hałasując z chaszczy i bagienka, a że słońce się zaczęło przebijać to wdrapałem na spłaszczony optyką aparatu pagórek. Hałasując kitłasiłem się tam dobre parę minut, zrobiłem szerszą fotkę, spakowałem dobytek itd. W końcu zdecydowałem gdzie iść, obracam się i...
między drzewami widzę spokojnie przyglądającego się mi łosia.
Na przyzwoite zdjęcia za bardzo nie było szans więc po tym jak ruszyłem w jego stronę zwierzak spokojnie się oddalił.
"Lisie Górki" skopane głębokimi norami. Na zdjęciach ciężko ująć, a w naturze te wszystkie piaszczyste garby mają nie raz po 5-7, a czasem i więcej metrów wysokości.
Bliżej Doliny Warty i zachodniego skraju lasu liczne stare wyrobiska torfu.
Gdyby tak trochę cieplej i bardziej zielono, choć wtedy much/komarów i innych namolnych stworów pełno.
Miejsce które już od drugiej strony pojawiło się na blogu (relacja z
6.04) - powalone drzewa, zajmująca ich miejsce w szaleńczym wyścigu do światła gęstwina samosiejek świerku, brak śladów pił, a zwierzęcych tropów dostatek. Tylko chłonąć las...
Rozległy lecz płytki system korzeniowy.
I jeszcze jedno leśne SPA, tym razem z dostępem do bieżącej wody ;)
Ty widzisz mnie, ja widzę ciebie, między nami chaszcze i głęboko wcięty leśny potok. Młode w spokoju ryły parę metrów poza kadrem w jeszcze większych krzakach...
Legowisko łosia.
Po paru godzinach, jakieś 400m od wcześniejszej miejscówki ponowne spotkanie z tym samym łosiem. Skoda iż las ponownie gęsty i za ciemno jak na możliwości matrycy mojego zabytkowego aparatu.
Króla Puszczy też dane było spotkać, nawet kilkukrotnie a zamiennie z Królem Gór (Harnasiem znaczy). Aż się zastanawiałem kogo w takie chaszcze poniosło i wychodzi że grzybiarze pobłądzili...
Powrót do spisu wycieczek »»»