Przełom lata i jesieni pogodowo był delikatnie mówiąc kiepski i mocno wilgotny, pracy przewodnickiej jak na wrzesień sporo stąd prywatnych wycieczek mało. Szczęściem pogoda się w końcu poprawiła i mimo zapowiadanego silnego wiatru oraz perspektywy bardzo pracowitych dni w drugiej połowie tygodnia decyduję się na dłuższy wyjazd. Chciałem nad Liswartę pojechać, jednak właśnie ze względu na wiatr wybieram dojazd bezpośrednim pociągiem Regio na opłotki Gór Świętokrzyskich i powrót na kołach do domu. Trochę się dystansu bałem, ostatnio po setce miałem dość, okazało się niesłusznie i wyjazd był bardzo, ale to bardzo udany.
Dystans ok. 170km + 10km dojazd do Zawiercia;
czas wyjazdu całego wyjazdu 12:20h z czego ok. 2,5h dojazdu do Wiernej (droga do Zaw. oczekiwanie na pociąg i sama nim jazda)
Wierna Rzeka - Gałęzice - Piekoszów - Białogon - Kowala - Nida - Tokarnia - Chojny - Mniszek - Cierno - Wojciechowice - Sędziszów - Małoszyce - Pradła - Kroczyce - Włodowice
Mapa wycieczki, link do
mapki on-line na GPSies
Stacja kolejowa Wierna Rzeka, skąd już raz rowerem na Jurę wracałem w
czerwcu 2016r.
Łośna zwana Wierną Rzeką po wrześniowych deszczach, podobnie jak wszystkie rzeki regionu, prowadzi bardzo dużo wody.
Widok z Zajączkowa na wzgórza szeroko pojętych okolic Oblęgorka (Perzowa i Barania Góra) i ledwo widoczny na małym zdjęciu położony na wzgórzu kościół w Óopusznie. Te tereny czekają na kolejny wyjazd, a tym razem omijając od północnego-wschodu Miedziankę zaglądam na teren
Muzeum Górnictwa (ze względu na zaplanowaną trasę i krótki już dzień nie wchodzę do środka). Dalszy fragment pokrywa się z trasą mego
spaceru do wrót Piekła gdzie są fotki kamieniołomu w Gałęzicach i szczytu Miedzianki.
Doskonała szutrowa droga Doliną Chęcińską przez Charężów do Gałęzic.
Potężny
kamieniołom Gałęzice (Zakład Miedzianka) - rozmiar wyrobiska patrząc wzdłuż osi (czyli przeciwnie niż na powyższej fotce) robi spore wrażenie. Teraz pozostało objechać całe wyrobisko by dotrzeć do widocznych po drugiej stronie wyrobiska domków.
Koniec szutrowego podjazdu do Gałęzic, niestety wszędzie przewody energetyczne, znaczy największa zmora w fotografii krajobrazowej ;)
Po lewej rez. Miedzianka, zakłady Nordkalk, a na horyzoncie ledwo widoczne Góry Przedborskie z przyległościami.
Wjazd do Piekoszów...
... i wyjazd z widokiem na Kielce.
Poza rewelacyjnym fragmentem Zajączków - Gałęzice - Rykoszyn na "głównej" drodze Gnieździska - Górki Szczukowskie ruch bardzo duży a droga wąska - zdecydowanie lepiej kluczyć gdzieś bokami.
Na skraju Szczukowic zjeżdżam w końcu na odcinek który był celem całego wyjazdu, czyli przełomowy odcinek Doliny Bobrzy. Powyżej estakada drogi S7 z której zawsze ta rozległa dolina mnie intrygowała.
Tereny obfitujące w biotopy wręcz wymarzone dla
żmij zygzakowatej więc fakt że zaraz po wjechaniu na szuter powyższą piękność dostrzegłem nie był najmniejszym zaskoczeniem.
Większym było to iż na przestrzeni 50-60m zauważyłem 3 osobniki o identycznym
brązowo-oliwkowym ubarwieniu i znacznych rozmiarach - zdecydowanie większych od spotykanych na włodowickiej kueście, czy na Górną Pilicą.
Kładka nad Bobrzą na wąskiej ścieżce między Nałęczowem a Jankową G.
Bobrza koło powyższej kładki - wody dużo, ścieżka mocno pozalewana ale przejechać bez zamoczenia butów się udało.
Lewym brzegiem biegnie m.in. szlak Green Velo miejscami po widocznej powyżej wąskiej asfaltowej ścieżce.
Jednak bardziej
klimatyczny wydał mi się wąski zniszczony asfalt przez Podgórze z widokiem na Dolinę Bobrzy i otaczające ją strome wzniesienia.
Nowy kościół przy wjeździe do fabrycznego Białogonu,
w centrum którego jest ciekawszy drewniany kościół pw. Przemienienia Pańskiego wybudowany u schyłku Wielkiej Wojny (1917-18).
Bobrza z mostu na DW761 za budynkami Kieleckiej Fabryki Pomp.
W naturze coś cudownego, na zdjęcia trzeba by poczekać jeszcze ze 3 tygodnie aż drzewa się przebarwią - droga wzdłuż samej Bobrzy a nad nią strome zbocza Trupienia porozcinane wąwozami...
Widok wstecz na wzgórza pod którymi chwil kilka wcześniej jechałem.
Wąską ścieżką między domami opuszczam Słowik i powyższą kładką przechodzę na prawy brzeg Bobrzy.
Industrialne klimaty Sitkówki
j.w. - wszystko pokryte delikatną warstwą cementowego/wapiennego pyłu.
Sitkówka-Nowiny widok na cementownie oraz rozcięte przez Bobrze Pasmo Zagórskie i Posłowickie.
Gdzieś w chwilę wcześniej miga mi strzałka kierująca na start spływu kajakowego Bobrzą i teraz żałuję że nie podjechałem sprawdzić.
Nad Kowalą gdzie licząc na lepsze widoki z drogi troszkę się rozczarowałem zdjęciowo.
We wsi dość długi podjazd i między domami migają tylko olbrzymie wyrobiska kamieniołomów Trzuskawica (widoczny powyżej) oraz Kowala, jednak na jakieś konkretne ujęcia trzeba by zjechać z asfaltu i pokręcić się za domami. Warto zerknąć na geoportal czy ortofotomapę Google bo otoczenie wsi wygląda ciekawie, oczywiście przy założeniu iż oglądający lubi klimaty industrialne a w szczególności kamieniołomy i związaną z nimi infrastrukturę techniczną. Cała szeroko pojęta okolica to jeden wielki prac budowy i rozrastające się osiedla domków jednorodzinnych. Widać że zarobki w regionie muszą być nie najgorsze, szkoda tylko że we wsiach jak w mieście działki wielkości znaczka i okno w okno co spore zmiany w układzie przestrzennym wprowadza.
Z Kowali szybki zjazd do Brzezin i jeszcze szybsza ucieczka z ruchliwej DW763 za tory kolejowe. Troszkę nawet żałowałem tej szybkości gdyż kościół był ślicznie oświetlony, choć szerokim obiektywem bez możliwości ładnego wykadrowania kabli nie wiem czy by coś wyszło.
Powyżej urocza płytka dolinka, którą pojadę do Nidy, z rozległymi pastwiskami na zboczach Hożej Góry.
Kładka nad Czarną Nidą na którą dojeżdżam wąską ścieżką za budynkiem szkoły w Nidzie.
Czarna w powyższej kładki.
Bród na Czarnej Nidzie w Golęcinach - jak byłem tu ostatnio bez problemu można było przejść brodząc, teraz odpuściłem i ...
pojechałem fajnym spokojnym widokowym (na wprost zamek Chęciny) asfaltem do Ostrowa (klimatyczny drewniany domek na krzyżówce w centrum) i dalej lasem do Wolicy.
Wolica - zabytkowy XIXw. budynek dworca kolejowego (Kolej Iwangorodzko-Dąbrowska przebiegającej przez
Tunel i Charsznicę).
Budowa
trasy S7 między Wolicą a Tokarnią.
Boczną drogą wzdłuż nowego przebiegu "siódemki" jadę z widokiem na Rzepkę i Chęciny do Tokarni.
Wyjazd z Tokarni w stronę Chęcin, rzut okiem na C. Nidę i karkołomny rowerem skręt w lewo na krajówce.
Podzamcze Chęcińskie, no właściwie jego odległe opłotki w formie pięknej alei pod Grzywami Korzeczkowskimi. Dziwne ale na tym niewielkim podjeździe po raz pierwszy i jedyny na tym wyjeździe ciężko mi się kręciło. Ot jakiś kryzys chwilowy, po którym w Chojnach śladu nie było. Za to mimo że trasa dla mnie ciekawa to szczególnie za Mniszkiem "opornie" kilometry mijały, w sensie że jadę jadę a km do celu w nawigacji nie ubywa ;)
Płaskodenna
Dolina Białej Nidy między Mostami a Chojnami, więcej fotek w tych okolic m.in.:
marzec 2014,
czerwiec 2016,
sierpień 2013,
październik 2014,
czerwiec 2014,
kwiecień 2014,
wrzesień 2011,
sierpień 2010,
czerwiec 2015
Tu mijając niesamowicie rozrastającą się
Z.W.P. Mosty, kończę industrialną część wycieczki i pomijając Sędziszów aż do Kroczyc będę jechał przez typowo rolnicze tereny.
Biała Nida z mostu w Chojnach - wysoki poziom, młynówka i rozlewiska przy zniszczonym młynie pełne wody.
Chojny, jak prawie zawsze urocze. Prawie gdyż dwa razy trafiłem tam podczas upalnego weekendu i imprezowiczów nad rzeką było jak dla mnie zbyt wielu, za to w tygodniu czy poza latem klimat jest wspaniały...
Leśne szutry między Choinami a Bizorędą - identyczne ujęcie jest w relacji z czerwca 2015r (choć wtedy jechałem w przeciwną stronę) i nie jest to przypadek, bo droga bardzo fajna i w przekopie jurajskie wapienie, znaczy jak w domu.
Zalane łąki przed Bizorędą, tu zaczynam się zastanawiać czy nie będę musiał aby asfaltem przez Rembieszyce pojechać.
Bizoręda, miejsce wodowania podczas naszych spływów Białą Nidą.
I n-ty "żelazny kadr" z tych okolic, czyli Biała Nida oglądana z mostu w Jacłowie.
Moczydła - droga ("odkryłem" ją
wiosną 2016r.) wzdłuż rozlewisk na lewym brzegu Białej Nidy zalana ale da się przejechać. Robiąc powyższe zdjęcie oparłem się zbytnio na mocowaniu smartfona i rachityczny plastykowy zatrzask strzelił. Szczęściem profilaktycznie sam pokrowiec sznureczkiem zaczepiam zawsze o mocowanie latarki, więc szkód poważniejszych nie było. Wystarczyły dwa zipy/trytytki by solidnie całość zmontować, choć teraz nie obrócę ekranu w pion...
Jelonek - samotne opuszczone gospodarstwo na skraju lasu i strugą płynącą od Mierocic.
Sosenki przy polnej drodze do Lipnicy.
Biała Nida w Mniszku, stan jak wszędzie wysoki, choć woda już zaczyna opadać.
Mając na uwadze pozalewane wcześniej tereny odpuszczam taplanie się łąkami za mostem na zachodnim skraju Mniszka i lasem "jadę" południowym brzegiem Białej Nidy. Akurat na fotce odcinek wręcz idealny co zwodnicze gdyż większość ledwo jadę lub pcham przez piaseczki rozjeżdżone ciągnikami.
Za to kawałek przed połączeniem ze ścieżką prowadzącą od mostku już gładka szutrowa autostrada.
Zanim dotarłem do zabudowań Chorzewa coś huczeć za mną zaczęło, początkowo myślałem jakiś ciężki ciągnik zrywkowy z lasu wyjeżdżą, ale "ciut" za głośno się zrobiło. Chwila nie minęła gdy nisko przeleciała w kierunku Krakowa formacja 5 samolotów transportowych, zdaje się CASA, lecących w "rozsuniętej linii". Nie wiem jak taki klucz się zwie - nie sznurkiem jeden za drugim, nie po ukosie, ale tworzyły dwa równoległe sznury z przesunięciem co drugi.
Wjazd do Cacowa, tu już zaczynają się tereny w 100% rolnicze w przeważającej części otwarte a ma trasa mocno na południe skręca. Znaczy częściowo pod wiatr, który wg prognoz miał być wschodni, a częściej był południowo-wschodni i wiał konkretnie bo ok 7m/s.
Widok sponad Cacowa na Pasmo Małogoskie i Góry Przedborskie, w naturze ledwo widać było oświetlony niskim słońcem
nadajnik w Jeżowcu.
Cierno-Żabieniec - budynek szkoły, nie wiem czy jeszcze dalej używanej, jak nie to opuszczono ją naprawdę niedawno. To jeden z powodów dla których lubię tereny między Ponidziem a Jurą - zawsze coś fajnego się znajdzie.
I kolejny obiekt w Ciernie - przepiękny, również ze względu na lokalizację, pochodzący z 1595r.
kościół pw. św. Marcina i św. Jakuba.
Gdzieś między Warzynem a Zagórzem.
Przyjemny pofalowany odcinek z Zagórza w Dolinę Mierzawy.
Rozstaje zaraz za przejazdem kolejowym między Krzęcicami a Desznem. Teraz odcinek lewym (północnym) brzegiem Mierzawy wiodący zakosami przez pola i niewielkie wioski. Dwa razy tylko przejechałem "główną" (południową) drogą z Sędziszowa do Mierzawy i było to o raz za dużo...
Koniec dniówki w dużej szkółce/ogrodnictwie na skraju Wojciechowic i Boleścic.
Lawirując między olbrzymimi pasikonikami grzejącymi się na asfalcie Doliną Mierzawy w stronę coraz niższego słońca.
Dokładnie to Boleścice, gdzie lewobrzeżna część jest specyficzna - asfalt wiedzie na krawędzi pół i skłonu doliny, a zabudowania skupiły się przy rzece i od asfaltu prowadzą do nich polne drogi.
Ostatni popas w Pawłowicach (poniżej zespołu parkowo-pałacowego gdzie w XIXw. pałacu Chwalibogów obecnie działa szkoła).
W widocznym sklepie, przysłuchując się debacie stałych bywalców, kupuję drożdżówkę oraz sok pomarańczowy i idę na pobliski przystanek by w spokoju się posilić. Ogólnie rzecz biorąc rozsądek przychodzi z wiekiem i trzeba się ostatecznie przestawić w zakresie jedzeniowym na bardziej intensywnych wycieczkach. Dawniej mogłem przejechać 150 czy przejść 40km na jednym batoniku i było OK, ostatnimi czasy nawet 80km i zestaw snickers/jabłka powodował że ledwo wracałem, a ostatnie 30km myślałem tylko o jedzeniu. Mało sympatyczne to ogólnie rzecz biorąc było. Tym razem w Kowali (+/- 41km trasy) w końcu znalazłem sklep gdzie rower można było nieprzypięty zostawić, kupiłem dwie spore drożdżówki które zjadam wolno kręcąc w stronę Brzezin a nad Nidą dopycham batonem. Potem kolejna buła w Pawłowicach (60km przed metą), sok lepiej niż woda uzupełniający elektrolity, dwa kawałki czekolady i w drogę. Później jeszcze przy krótkich postojach po kawałku czekolady i solidnych łykach soku. I szok normalny - zero znużenia, myślenia o jedzeniu, głębszego zmęczenia. Tak, wiem że Ameryki nie odkryłem i Nobla też nie będzie ;)
W temacie pośrednio jedzeniowym - na całej przejechanej trasie zero, naprawdę zero owoców na drzewach. W tych okolicach nigdy nie było problemów by w opuszczonych domostwach, czy na przydrożnych drzewach zerwać trochę jabłek, śliwek czy nawet gruszek. Dla ptaków i innych zwierzaków może być to ciężka zima.
Pawłowice, krzyż
Romualda Russockiego.
Przy okazji polecam zalinkowaną stronę, sam od czasu do czasu korzystam, bo to kopalnia wiedzy o Powstaniu Styczniowym.
I kolejne małe odkrycie podczas wycieczki - droga wzdłuż lewego brzegu Mierzawy w Sędziszowie.
By ominąć centrum jeździłem do tej pory zaraz przy samych torach, a ta przy rzece dużo sympatyczniejsza.
Potężna lokomotywownia/parowozownia i
wieża ciśnień w Sędziszowie.
XIXw.
kościół pw św. Marcina w Tarnawie, w czerwcu było po morderstwie proboszcza głośno o tej miejscowości w ogólnopolskich mediach.
Wcześniej się zastanawiałem czy nie jechać stąd na skróty do Szczekociny, ale że postój w Pawłowicach dobrze zrobił jadę przez Wydankę i Czekaj (między osadami jest dobry wąski asfalt) do Węgrzynowa.
Słoneczko coraz niżej.
Rozstaje gdzieś na opłotkach Węgrzynowa.
Po nowych gładkich asfaltach w stronę Doliny Górnej Pilicy, niedawno tu wszędzie białe wapienne/kredowe szutry były.
No i się parę minut spóźniłem - słońce zachodzi za garb rozdzielający doliny Pilicy i Żebrówki.
Most i bród na
Pilicy w Małoszycach.
Ostatnie ujęcie, później już ciemno a i tereny zjeżdżone do cna, choć przykładając się może by kilka ciekawych kadrów wyszło.
Ogólnie powrót, a właściwie ustalenie jego przebiegu to spora gimnastyka, gdyż:
- nie chciałem jechać "drogą płaczu"
(koszmarnie nierówny i dziurawy asfalt delikatnie pod górkę z Kostkowic do Wygody)
- podobnie nie w smak była jazda z Pilicy,
- głównymi drogami też mi się nie uśmiechało,
- przez Dobraków, Siadczę i Dzwono-Sierbowice po takich górkach, kto to widział ;)
- itd.
Ostatecznie pojechałem skrótem przez Żebrówkę do Ołudzy i Trzcińca, od Pstrąga kawałek krajówką (akurat tam jest szerokie pobocze) do Pradeł. Tu już albo jechać dziurawym chodnikiem albo blokować ruch jadąc drogą, albo przez Fryszerkę. Oczywiście ten ostatni wariant tylko w grę wchodził co było o tyle fajne że jadąc do kładki na Krztyni wąską dróżką w środku niczego świeciły dwie latarnie uliczne. Tak naprawdę w środku niczego... Po zmroku jechało mi się wyśmienicie, nawet postanowiłem o ile pogoda pozwoli wrócić do wieczornego jeżdżenia. A jeszcze sporo zajęcy widziałem uciekających dopiero jak byłem parę metrów od nich.
Powrót do spisu wycieczek »»»